Na Dziewanny w Łodzi też różnie bywało. Wychowawca potrafił się czepiać 20 letniego chłopa o to, że o 23 albo 24.00 siedzi w łóżku powtarzam. Wykąpany w łóżku, gdzie dzielił go tak naprawde krok od spanka, z laptopem i sobie coś tam pracował. Groził że zabierze, bo takie było jego widzi mi się. Uczeń/ wychowanek znając prawo powiedział. Jeśli dotknie Pan to bez mojej zgody/ pozwolenia, będzie to nic innego, jak tylko kradzierz. Tak. Narobił rabanu na cały pokój i darł się, że jeszcze jedno słowo, a się przekona czy faktycznie nie może zabrać. Tak. Chodziło oczywiście o mnie. Położyłem laptopa na kołdrze, i powiedziałem. Laptop ma tutaj leżeć. Nie zezwalam na to, aby dotykał Pan mojego sprzętu. Jeśli zostanie on zabrany, bez żadnych skrupółów zgłaszam kradzierz. Postał chwilę, pomstójąc na mnie i wyszedł. Nie miał podstaw do tego, aby gromić korzystanie z lapka po 22. Cały nasz pokój zobowiązał się pisemnie do tego, że nikt nie musi nas budzić, że do szkoły wstajemy sami i nie chcieli byśmy, żeby ktoś właził rano do pokoju. To jest jeden temat. Kolejne: Miałem sprzęt estradowy w internacie. Gość o którym mowa była wcześniej potrafił przyjść, bez słowa wyrwać wtykę od listwy z gniazdka i zacząć się piłować. Wydarłem się na niego, że jeśli wzmacniacz, defacto pożądna końcówka mocy będzie miała uszkodzone np. Kondensatory, to osobiście, na własny koszt będzie ten sprzęt naprawiał. Kolejna sprawa, walka o E-papierosy. Nad tym nie będę się rozwodził. Powiem tylko tyle, że jeden z wychowawców szarpał się ze mną o sprzęt za około 600 zł. Gość chciał mi go wyrwać z ręki szarpiąc mnie przy tym. Powiedziałem mu grzecznie żeby przestał mnie szarpać, że sprzętu mu nie oddam, i zaraz ja go szarpnę. Dostałem naganę, ale widocznie deficyt uczniów w internacie mieli, bo odszedłem jakiś czas puźniej sam. Następny temat to wyjazdowe i niewyjazdowe weekendy. Nasza z bożej łaski P. Dyrektor stwierdziła w ostatnim roku mojej bytności w internacie, że weekendy nie będą w internacie respektowane. Jeden weekend w miesiącu internat miał pracować. Chuj w to, że kolega miał drogi z Łodzi pod Ruską granicę spory kawał. Chuj w to, że nie każdy i nie zawsze mógł do domu wrócić. Chuj w to, że w weekendy niezależnie od otwarcia internatu odbywały się tzw. Projekty Unijne. Sobota i Niedziela, od 08.00 do 14.00. Ja miałem w miarę blisko, ale niektórzy musieli nocować u kolegów albo szukać jakiego kartonu po telewizorze czy po butach co by przenocować. Wyszedłem z tego gówna i więcej nie wrócę. Dziecka tam nie wyślę, choć bym go miał 20 km na plecach nosić, nie ma opcji. Wiem jak mnie gnębiono, wiem jakie prawa i zasady łamano. Np. Kolega trzymał sobie w szafce jakieś tam leki przeciwbólowe i na przeziębienie. Jak było kilka razy tzw. Trzepanie Pokoi, zapis mówił. Tylko i wyłącznie w obecności właściciela danej szafki wychowawca/ dyrektor mogą ją otworzyć. Efekt, rano wychodząc kolega wziął tabletki na kaszel czy inną grypkę, a popołódniem chciał wziąć 2 dawkę i dupa, szafka pusta. Pomijam już niegdysiejszy zakaz posiadania czajnika w pokoju. Niby względy bezpieczeństwa, którymi mało kto się przejmował. Człowiek przy łóżeczku chce cherbatkę wypić. I powiedzcie. Czy wg was, noszenie cherbaty z internackiej kuchni do pokoju jest bezpieczniejsze a niżeli zrobienie jej na miejscu?
@Zywek napisał, że z tą cherbatką chodziło o to, żeby nigdzie nie chodzić. Wypić ją w kuchni czy cuś. Owszem zgadzam się, ale dlaczego do cholery nie mogę u siebie jej zrobić, i u siebie wypić?
Następny absurd, już tyczący się samej szkoły:
Było u nas przez krótki czas cuś takiego, jak Policealna Tyfloinformatyczna. Oczywiście nie muszę wspominać, iż nauczyciele będący oddelegowani do nauczania tegoż nie mieli ku temu żadnych kwalifikacji. Uczniowie musieli pokazywać, jak z monitorem brajlowskim, co i do czego jest Braille Sense czy Pacmate, jak obsługuje się np. Kajetka czy Wygrzewarkę. Kolega dostał od jednej z nauczycielek zadanie, aby przepisał instrukcję do bodajrze SuperNovej. Oczywiście, poszedł na łatwiznę. Wklepał w google co trzeba, a ona wielce oburzona, że dlaczego on nie przepisuje. No ludzie. Nie żyjemy chyba w epoce łupanego kamienia czy maszyny parowej prawda? Porównał, instrukcja była w necie wierną kopią tej papierowej.
Następny temacik, mieli zagadnienie polegające na postawieniu prostej sieci internetowej i lokalnej. Uwaga, bo teraz będzie śmiesznie: 3 miesiące czekali na byle router pizdryk z jednym gniazdem RJ45 i antenką. Kosztował bagatela 50 Polskich Złotych. Dużo prawda? 3 miesiące opuźnienia i to dla szkoły, która czerpie pełnymi garściami z PFRON i innych urzędów pieniądz na każdą ślepotkę jaka się tam prubuje edukować.
Zajmowałem się też kiedyś tam nagłośnieniem szkolnym. Wołało to o pomstę do nieba. Statywy głośnikowe, dźwigające 2 kolumienki Soundmana trzymały się na słowo honoru i w jednym przypadku na kawałku wkręta czy gwoździa.
Konsola mixerska, było co było. Jakiś behrynger. Wtyczka zasilająca z rozerwaną izolacją, zklejona taką wązką taśmą typowo biurową. Kable/ przewody głośnikowe w żadnym razie przewodów nie przypominały. Któregoś razu, dyrektorka na sali była w momencie kiedy to rozkładałem. Jakieś piski, zakłucenia z sieci czy wzmaka. Wydarłem się na nią. Proszę Zobaczyć! To ma być Kabel?! Ja bym prania na tym nie powiesił. Istotnie. Kolumny o mocy kilkuset watt, nie powinny być zasilane przewodami przypominającymi w najlepszym razie linki na których wieszamy pranie w przydomowym ogródku albo na podwurku.
Zwykle też w szkole robi się jakieś hm. no ja wiem? Zaopatrzenia. Piszemy zapotrzebowanie, zanosimy do pani Zdzisi z księgowości, i ona dalej już z tym robi co uwarza. Musi być fundusz na pewne rzeczy jak to bywa np. w moim miejscu pracy. Potrzeba domykacz do drzwi, proszę bardzo. Koszty Lokalowe, i wszystko w temacie. Na dziewanny, nie uczyli wogule jedzenia z jakąkolwiek kulturą. Niech każdy żre jak mu wygodnie. Dzięki temu, wiele osób nie ma pojęcia o tym jak poprawnie trzymać sztucce, i jak się nimi poprawnie posługiwać.
Napiszę tu zapewne coś jeszcze, ale wyczerpałem swój limit dobrej weny, albo zwyczajnie zabrakło mi już przykładów. Pozdrawiam was serdecznie, i do Następnego!!!
Ja pierniczę. To w Laskach nie było aż takich akcji, jak tu opisujecie.
Patologia…
Panów o inicjałach PS było w interku dwóch.
Ja też.
ja właśnie o nim mówię.
Agata, nie muwicie przypadkiem o panu P S?
Ja skończyłam szkołę trochę wcześniej, co za tym idzie we wcześniejszych czasach wybyłam z internatu, ale moje wspomnienia pokrywają się z tym, co autor opisuje. Wychowawcę, który chciał mu laptopa zabrać to znam i też miałam z nim do czynienia, jak mi po dwudziestej drugiej dosłownie wyszarpnął słuchawki z uszu, twierdząc, że nie dość, że całymi dniami siedzimy w tych słuchawkach to jeszcze w nocy w nich siedzimy i na pewno dostaniemy raka. jeśli chodzi o picie herbaty w kuchni, to w naszym internacie nie było tak, jak w Laskach, że każda grupa miała swoją. Gdyby tak było to spoko, tyle, że u nas była jedna na cały internat, w dodatku znajdowała się na pawilonie dziewczyn, do którego przynajmniej w teorii po dwudziestej drugiej nie miało się wstępu.
Noo, czyli nie jestem sam xD>
Pełna zgoda. Znam, a jak że. Nie mają wyjścia, to puki co przyjdzie im posiedzieć 😀
Powiem tak. Co prawda w interku nie jestem i być nie zamierzam, aczkolwiek do mojej klasy chodzą 3 osoby tam będące (Piotrze, na pewno znasz chociaż jednego). To, co od nich czasami słyszę i jak sobie poprostu gadamy, no cuż, nieraz to poprostu są rzeczy tak, dziwne, że poprostu człowiek chce wyjść i stanąć obok siebie. Generalnie niby jest jakoś tam lepiej, ale niewiele.
Kurde, to w Nowym Internacie na Tynieckiej jest elegancko.
W sumie nikt się do laptopów nie przyczepia poza jedną panią, no może dwoma, ale kiedyś mi pewien kolega opowiadał, że jedna Pani na tynieckiej chciała mu laptopa zabrać po 22 jak siedział, ale on pokazał dowód osobisty, że ma ponad 18 lat, no i zmiękła.
Ale za dawniejszych czasów dużo się działo dziwnych akcji np ktoś mi opowiadał, że była taka wychowawczyni, która chodziła w nocy po pokojach i jak cokolwiek było podłączone do gniazdka nie ważne czy to ładowarka od telefonu czy od laptopa czy co innego to odłączała i podobno upuszczała to na ziemię . Czyli zamiast wyjąć kurturarnie i położyć coś np na szafce nocnej to bach na ziemię.
Ale to w każdej szkole tego typu pewnie coś podobnego miało miejsce.